Inspekcja Handlowa skontrolowała wędliny. Ostrzega przed mięsem na wagę
Mięso wieprzowe w parówkach drobiowych, a w kiełbasach staropolskich – błonnik sojowy. Państwowa Inspekcja Handlowa właśnie opublikowała wyniki kontroli przeprowadzonej w sklepach i hurtowniach z wędlinami. Okazuje się, że tak wędliny, mięso, jak i kiełbasy są źle oznakowane i zawierają składniki, których w składzie mieć nie powinny.
- Kontrolą objęto łącznie 160 placówek, w których sprawdzono 1279 partii mięsa i przetworów mięsnych. W 40 proc. partii wniesiono różnego rodzaju zastrzeżenia – informuje Dariusz Łomowski z Departamentu Inspekcji Handlowej Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - W 234. partiach pobranych do badań laboratoryjnych, nieprawidłowości stwierdzono w 31, czyli w 13 proc. - dodaje. Jakie uhybienia stwierdzono?
Przeczytaj koniecznie
- Ruszamy w podróż! Zobacz, jak przygotować się na wyjazd z dzieckiem
- Pokaż nam całuśną minkę swojego dziecka i wygraj!
- Twoje dziecko jest chore? Zapytaj lekarza o dolegliwości maluszka
- Weź udział w konkursie i zostań mamą miesiąca
- Czy wiesz wszytko o rozwoju motorycznym i fizycznym malucha? Pobierz ebook!
Inspektorzy sprawdzali deklaracje producenckie, których przeciętny konsument sam sprawdzić nie może. Weryfikowali między innymi obecność różnego rodzaju gatunków mięsa, które wymieniano w etykiecie. Okazało się, że 37 proc. skontrolowanych partii było nieprawidłowo oznaczonych.
Na opakowaniach produktów nie było informacji na temat składu lub substancji alergennych. Zdarzało się również, że nawet jeśli takie informacje zawarto na etykiecie, to robiono to błędnie. Najwięcej zastrzeżeń Inspekcja Handlowa miała w tym zakresie do wyrobów sprzedawanych na wagę (58 proc.). Takie wędliny i mięso – jak potwierdzili inspektorzy – są szprycowane wodą oraz związkami fosforu.
1. Mięso, którego w składzie nie ma
W trakcie kontroli, urzędnicy zakwestionowali produkty, które posiadały zaniżoną lub zawyżoną ilość tłuszczu. Wątpliwości wzbudził także fakt, że do produkcji wędlin czy kiełbas używane jest inne mięso niż deklarowane na etykiecie. - W parówkach drobiowych z cielęciną wykryto obecność miesa wieprzowego. Znajdowało się ono również w hamburgerach, choć go tam być nie powinno – podkreśla Dariusz Łomowski.
Ale to nie wszystko. Okazało się, że w wielu produktach faktycznie znajduje się zupełnie inna proporcja użytych mięs niż gwarantuje to etykieta. W kiełbasie z dodatkiem cielęciny znaleziono jedynie 2,5 proc. tego mięsa mimo, że producent deklarował jego 7-proc. udział.
Między innymi kiedy deklarowano, że w kiełbasie z dodatkiem cielęciny – tej cielęciny powinno być 7 proc., bo tak informowano konsumentów,aktycznie było jej 2,5 proc. Z kolei w kiełbasie łowieckiej nie znaleziono żądnego mięsa pochodzącego od zwierzyny łownej. Tymczasem klient kupował kiełbasę o nazwie "łowiecka z dziczyzną".
2. Nieprawidłowe nazwy kiełbas
Wiejska, swojska, tradycyjna. Takie nazwy kiełbas są dość popularne i od kilku lat cieszą się rosnącym zainteresowaniem wśród kupujących. Ale – jak wykazała kontrola PIH – w praktyce niewiele różnią się od tych o nazwie "zwyczajna" czy "toruńska". Przedsiębiorcy, nadając produktom nazwy często nie zdają sobie sprawy z tego, że te dobrowolne deklaracje muszą być weryfikowalne.
- Okazało się, że producenci dodawali do takich tradycyjnych kiełbas różnego rodzaju stabilizatory, substancje dodatkowe. Owszem są one dopuszczone do użytku, ale nie powinny być stosowane w tego rodzaju wyrobach dlatego, że naszym zdaniem wprowadzają one konsumentów w błąd – podkreśla Łomowski.
I dodaje: - Jeżeli mamy do czynienia z wyrobem swojskim czy staropolskim z nazwy, to należy zwrócić uwagę, że w czasach I Rzeczypospolitej nie stosowano karagenu, błonnika sojowego albo izolatów białka sojowego do wytwarzania wędlin. A takie substancje znaleźliśmy w tych kiełbasach.
W wyniku kontroli Inspekcja Handlowa wydała 9 decyzji o wycofaniu z obrotu przeterminowanych produktów, nałożyła także kary pieniężne na łączną wartość 82 tys.