Schudł 33 kilogramy w 7 miesięcy. Metamorfoza Mateusza Grzesiaka
Kiedyś się objadał i pracował nałogowo, dziś przestrzega zasad zdrowej diety, uprawia brazylijskie jiu-jitsu i zapasy. Mateusz Grzesiak, psycholog, przedsiębiorca i autor 11 książek z zakresu psychologii sukcesu, relacji i zmiany, inteligencji emocjonalnej oraz mindfulness, udowadnia, że brak czasu na aktywność fizyczną to jedynie wymówka. Stanowi przykład na to, że można zdrowo jeść, systematycznie trenować, rozwijać karierę, a także uczyć innych, jak zarządzać swoim życiem.
WP abcZdrowie: Zacznijmy od końca. Dziś jako trener rozwoju osobistego prowadzi pan szkolenia m.in. z zakresu psychologii ciała, w trakcie których radzi słuchaczom, jak poprawić zdrowie, co zrobić, aby cieszyć się bardziej atrakcyjną sylwetką. Czy istnieją psychologiczne triki, które mogą pomóc schudnąć?
Mateusz Grzesiak: W trikach robią magicy, naukowcy zajmują się mechanizmami, a tych w odchudzaniu jest bez liku. Ten, kto chce zrzucić kilogramy, bez narzędzi psychologicznych się nie obędzie. Motywacja pomoże mu wstać z łóżka na trening i utrzyma w działaniu. Planowanie rozłoży cel na etapy i zmierzy wyniki. Radzenie sobie z sabotażami jest potrzebne, aby się nie poddawać, nie przekładać rzeczy na później itd. Emocje powiązane z jedzeniem trzeba przeanalizować i tak nimi zarządzać, żeby nie zniewalały nas, gdy patrzymy np. na słodycze. Radzenie sobie z brakiem wyniku to podejście, które zabezpieczy nas przed rezygnacją. Obecność pomoże lepiej wykonywać ćwiczenia, a więc bardziej z nich skorzystać. I tak dalej.
Przeczytaj także
W psychologii funkcjonuje pojęcie efektu aureoli, które w kontekście wyglądu można omówić następująco: osobom atrakcyjnym wizualnie przypisuje się pozytywne cechy, takie jak inteligencja i kompetencja. Czy to właśnie świadomość związku pomiędzy wyglądem a wiedzą skłoniła pana do zredukowania masy ciała? Jaki był motyw tej decyzji?
Nie, powody były zupełnie inne. Byłem gruby i sapałem, wchodząc po schodach. Zrozumiałem, że skoro uczę ludzi, jak zarządzać swoim życiem, to sam muszę być przykładem także w kontekście wyglądu. I podjąłem działania zmierzające do zrzucenia wagi. Ta pierwsza, największa, bo ponad 30-kilogramowa transformacja ciała była jedną z wielu na przestrzeni tych wszystkich lat. Potem przybierałem na masie, znowu chudłem, zmieniałem też kompozycję ciała. Np. w ciągu ostatniego pół roku przeszedłem z 19 proc. zawartości tkanki tłuszczowej na 13 proc. Motywem już nie było tylko chudnięcie, ale rozpoczęcie przygody ze sportami chwytanymi i absolutne zakochanie się w tych sztukach walki, co zaowocowało takimi zmianami w wyglądzie i budowie ciała, jakich nigdy wcześniej nie obserwowałem.
Jaki styl życia prowadził pan przed 2007 rokiem?
Bardzo aktywny. Ćwiczyłem dużo na siłowni, pracowałem nałogowo, jadłem jak smok.
10 lat temu ważył pan ponad 100 kilogramów. Jaki wpływ nadwaga miała na codzienne funkcjonowanie?
Nie zauważałem tego, dopóki nie schudłem, bo nie miałem porównania. Ale potem dotarło do mnie, że 30 kilogramów mniej zmienia dosłownie wszystko. Zacząłem dbać o ubiór. Stałem się innym kochankiem. Wzrosła pewność siebie. Na podstawie doświadczeń mojej transformacji stworzyłem kurs szkoleniowy i zacząłem na tej zmianie zarabiać pieniądze. Zainteresowały się tym media i poszła za tym popularność. Łatwiej było mi się poruszać, biegać, nie męczyłem się tak jak wcześniej, nawet siedzenie było łatwiejsze, bo nie zajmowałem tyle przestrzeni.
W ciągu 7 miesięcy schudł pan 33 kilogramy. Jakim zmianom w diecie zawdzięcza pan taki wynik?
Eliminacja słodyczy. Niejedzenie węglowodanów po godzinie 18. Spożywanie pięciu znacznie mniejszych posiłków dziennie. Większa ilość białka i warzyw.
Jak wyglądał pański tygodniowy plan treningowy?
Codziennie rano bieganie na czczo, po południu siłownia (5 razy w tygodniu).
Czy w drodze do smukłej sylwetki korzystał pan z pomocy specjalistów — dietetyków i trenerów personalnych?
Tak, wielu. Do dziś to robię, bo wiedza na temat jednego i drugiego się zmienia. W ostatnim czasie najwięcej zawdzięczam Kubie Witkowskiemu, mojemu trenerowi brazylijskiego jiu-jitsu, i Kamilowi Majkowskiemu, który mnie uczy zapasów. Otaczanie się ludźmi pełnymi zapału, motywującymi, a nade wszystko świetnymi technikami i ekspertami przyspiesza efekty i pozwala uniknąć błędów.
W jaki sposób zdobyta wiedza wpłynęła na pański sposób odżywiania? Już nie jest pan „żywieniowym ignorantem”?
Tak duża dyscyplina jak dietetyka wymaga równie dużej pokory. Uczę się więc jej i ciągle odkrywam coś nowego. Ostatni miesiąc np. spędziłem na diecie ketogenicznej, będąc zafascynowany wynikami i zmianami, które przyniosła. Minimalizowanie węglowodanów zniosło energetyczny rollercoaster i wprowadziło stały stan najedzenia bez przejedzenia. Dlatego teraz wszędzie po biurze w pracy leżą orzechy ze swymi bogatymi tłuszczami...
Jedną z najczęstszych wymówek od ćwiczeń jest brak czasu. Co powiedziałby pan osobom, które w ten sposób argumentują brak ruchu?
Że się oszukują. Czasu nie brakuje, go się robi, a każdy decyduje, jak wykorzystuje 1440 minut, które ma w ciągu doby. I albo ktoś ogląda śmieszne filmiki na YouTubie, albo biega. Albo wstaje, jak ma ochotę, albo wcześnie rano, by pójść na matę czy siłownię. Poszukiwanie winnego w postaci czynnika zewnętrznego to utrata kontroli nad własnym życiem, a próba przekonania się do tego, że nie znajdzie się 20 minut na pedałowanie na stacjonarnym rowerze w domu, spali na panewce, gdy spojrzymy w lustro i zapytamy siebie szczerze: „Przed czym uciekasz?”. I weźmiemy się do roboty.
Dlaczego, z punktu widzenia psychologa, warto dbać o sylwetkę, wyłączając z kręgu odpowiedzi względy zdrowotne?
Bo wzrasta poczucie pewności siebie, a badania pokazują, że takie osoby mają lepsze wyniki akademickie i więcej zarabiają. Bo zwróci na nas uwagę płeć przeciwna, co da zastrzyk pozytywnych emocji. Bo sport powoduje wydzielanie się hormonów szczęścia. Bo ludzie atrakcyjni są bardziej przekonujący, a ich dzieci lepiej traktowane. Bo wzorce związane z motywacją w sporcie można wykorzystać w pracy i vice versa. Bo stajemy się inspiracją dla naszych dzieci i kolegów. Bo w dzisiejszych czasach niedbanie o sylwetkę już nie uchodzi, bo ciało jest naszą wizytówką. Podsumowując — warto, warto, warto.