Schudł 50 kilogramów. Metamorfoza Tomasza Niklasa
Tomasz Niklas schudł 50 kilogramów. Zajęło mu to 5 lat. Podjął się tego trudnego zadania nie tylko po to, by lepiej wyglądać, ale dla rodziny i zdrowia. Jak sam mówi, spadek wagi sprawił, że jego żona i dzieci będą dłużej cieszyć się obecnością męża i ojca.
WP abcZdrowie: Jakim dzieckiem i nastolatkiem pan był?
Tomasz Niklas: Jako dziecko byłem zawsze „przy sobie”. Miałem problem ze znalezieniem spodni dla siebie, niekiedy musiałem szyć je na wymiar (dzisiaj w sumie też mam problem z ich zakupem – treningi robią swoje). Może to nie była taka otyłość, do jakiej doszło później, jednak była to już nadwaga. Byłem dzieckiem często chorującym, m.in. na przewlekłe zapalenie oskrzeli, byłem alergikiem i astmatykiem. W ramach leczenia zażywałem sterydy i efektem ubocznym był właśnie problem z wagą. Utrzymywał się on również w liceum i na studiach. Mając 23 lata, ważyłem 100 kilogramów przy wzroście 180 centymetrów i to była waga, której nie przekraczałem. Utrzymywałem ją, mimo że wiedziałem o nadwadze.
Faktem jest, że nie byłem bardzo chętny do aktywności. Chodziłem na dwór — to fakt, kto w tamtych czasach nie chodził? Jeździłem rowerem, jednak na zajęciach wychowania fizycznego byłem szarakiem. Dostawałem szybko zadyszki, a niekiedy ataku duszności. Kiedy musiałem biegać, nie dawałem rady dotrzymać kroku grupie, odstawałem, nie potrafiłem nabrać powietrza i dłuższe dystanse kończyłem, idąc. Często byłem zwolniony z w-fu ze względu na przeziębienie, inną chorobę bądź czas po antybiotyku. Dzisiaj trochę żałuję, że nie spotkałem na swojej drodze lekarzy, którzy bardziej zmotywowaliby mnie do aktywności fizycznej.
Przeczytaj także
- Pij na zdrowie. W rozsądnych ilościach zadbają o zdrowe serce
- Wypłukuje trujące substancje z organizmu i zwalcza cellulit
- Ta choroba dotyka ok. 8 mln Polaków. Sprawdź, czy jesteś w grupie ryzyka
- JNiewielu wie, jak czytać datę ważności na opakowaniu. Wyjaśniamy
- Alternatywa dla małej czarnej. Detoksykuje i dodaje energii
Czy waga stanowiła kompleks, a może akceptował pan swoje odbicie w lustrze?
To zależy, co rozumiemy przez kompleks i od okresu mojego życia. Jeśli chodzi o dzieciństwo, to owszem. Byłem wytykany palcem, niekiedy wyzywany od „grubasów", im byłem starszy, tym bardziej mi to przeszkadzało. W towarzystwie byłem lubiany, choć może tak mi się tylko wydawało. Później, kiedy byłem nastolatkiem, również był to dla mnie problem. Nie mogłem się ubrać w fajne ciuchy, zawsze musiałem kupować o numer większe rzeczy, abym mógł się w nie zmieścić. Z czasem przestałem się tym przejmować, zacząłem to traktować jako normalność. Tłumaczyłem sobie, że taki już jestem, że muszę to zaakceptować. Nikt i nic nie jest tego w stanie zmienić, to kilogramy związane z chorobami z dzieciństwa, to taka budowa ciała, to taka genetyka.
Czy w tamtym czasie nadwaga miała negatywny wpływ na codzienne funkcjonowanie?
Trudno to ocenić. Byłem lubiany w szkole, czy to podstawowej, czy średniej. Na studiach również nie narzekałem na brak kontaktów. Może jedynie nie byłem rozrywany przez dziewczyny, nie czułem się podrywany. Oprócz zadyszki miałem na pewno problem z nadmierną potliwością podczas dłuższych spacerów czy jazdy na rowerze. Tak jak wspomniałem wcześniej, nie miałem problemów związanych z brakiem kontaktów.
Co spowodowało, że pańska waga wymknęła się spod kontroli i poszybowała w górę?
Myślę, że dużo elementów się do tego przyczyniło. Który najbardziej? Trudno wskazać jeden konkretny. Miałem wypadek w 2002 roku, po którym spędziłem 2 miesiące w szpitalu. Jednym z urazów było uszkodzenie panewki biodrowej (do dzisiaj nie została wstawiona endoproteza) oraz złamana miednica. Wychodząc ze szpitala, ważyłem około 85 kg i było wskazanie, aby tę wagę utrzymać przez wzgląd na biodro. Niestety, efekt był mizerny. Po 6-miesięcznej rekonwalescencji wróciłem do narzeczonej, a teraz żony, i nie mieliśmy świadomości odnośnie do zdrowego żywienia.
Spożywaliśmy gotowe sosy ze słoika, jedliśmy na mieście, nie byliśmy aktywni ze względu na brak mojej dyspozycji, co spowodowało wzrost wagi. Z roku na rok te kilogramy rosły, a siedzący tryb pracy i złe odżywanie (głównie zjadanie śniadania, a później dopiero obiadu po 17) dawały jeden efekt: liczba kilogramów szła w górę, tkanka tłuszczowa się odkładała. Kiedy waga dobiła do 120 kilogramów, zaczęło mnie to męczyć, chciałem pójść na skróty i dałem się zwieść reklamom tabletek na odchudzanie i trawienie. Jednak nie zmieniłem nic w zakresie odżywania w tym czasie. Kiedy przestałem brać magiczne tabletki, waga zaczęła rosnąć do 138 kilogramów.
Do procesu odchudzania podchodził pan kilkukrotnie, stosując wiele metod z różnym rezultatem, w tym dietę ułożoną przez dietetyka. Co stanowiło bodziec do odchudzania zapoczątkowanego w 2013 roku, które zakończyło się sukcesem?
Tak, było kilka prób, w tym próba treningów na siłowni. Jednak to wszystko nie przynosiło efektów, oprócz jo-jo i zniechęcenia. Ostatnia taka próba przed 2013 rokiem to wizyta u dietetyka w 2011 roku, która początkowo przyniosła sukces, ale — jak się później okazało — nie do końca. Na początku otrzymałem plan na 14 dni na poziomie 1800 kcal (ważyłem wtedy 138 kg), waga zaczęła spadać, czułem się zmotywowany. Po jakimś czasie nastąpiła zmiana na 1500 kcal i wtedy zacząłem walczyć — byłem głodny, nie czułem się dobrze, ale do końca roku 2011 zrzuciłem około 20 kilogramów. Dodam, że nie ćwiczyłem w tym czasie.
W 2012 roku nic się nie działo, stosowałem elementy diety z 2011 roku, pojawiły się problemy ze zdrowiem syna i nie miałem głowy do tego, aby zająć się sobą. Waga zaczęła rosnąć, wróciło około 7 kilogramów. Największym bodźcem były problemy w porozumieniu się z żoną, która już najnormalniej w świecie miała dość patrzenia na mnie, na grubasa, z którego się wylewał tłuszcz spod koszulki, który nie mógł czasem zawiązać buta, a do tego nie miał siły i chęci, aby spędzać aktywnie czas z dziećmi. Był kwiecień i poszedłem na siłownię. Myślę, że zagrożenie utraty rodziny i wizja bycia nieszczęśliwym zmotywowały mnie najbardziej. Tutaj nie chodziło o to, że żona i dzieci przestały mnie kochać. Miałem w końcu zrozumieć, że moja rodzina chce mieć zdrowego męża i ojca jak najdłużej na tym świecie.
Jakie zmiany wprowadził pan wówczas do sposobu odżywiania?
Po pierwsze, zacząłem jeść systematycznie. Nie patrzyłem na kalorie, choć korzystałem z planu, który otrzymałem od jednej z trenerek, jednak nie czułem się po nim tak głodny jak po planie 1500 kcal od dietetyka. Jednym z najważniejszych jego zalet była łatwość przygotowywania posiłków. Ponadto myślę, że był zdecydowanie tańszy od poprzednich. Z biegiem czasu zacząłem sam tworzyć plan, szukać nowych rozwiązań, kiedy nagle waga przestała spadać. Wtedy jeszcze zwracałem uwagę na wagę, jej spadek traktowałem jako jeden z głównych celów do zrealizowania. Zacząłem czytać w internecie wskazówki, śledzić ludzi fitnessu w sieciach społecznościowych. Na pewno przestałem się bać jeść, a po pewnym czasie nagradzałem się jedzeniem „nie fit”. Myślę, że to też przyniosło pewne korzyści.
Jaką dyscyplinę sportu zaczął pan uprawiać i dlaczego?
Zacząłem od treningu obwodowego, jednak po miesiącu jeżdżenie ponad 15 kilometrów w jedną stronę mnie zmęczyło i znalazłem Crosstraining w jednej z siłowni zaraz koło mojego miejsca zamieszkania. Trening ten też odbywał się w obwodzie, jednak był zdecydowanie cięższy. Trener był bardzo wymagający, zwracał uwagę na zaangażowanie adeptów. Pamiętam jak dziś ten pierwszy trening. Nie był to łatwy trening dla kogoś, kto nigdy nie ćwiczył i do tego ważył ponad 120 kilogramów. Na treningu były przysiady, pompki, padnij-powstań, do tego jeszcze wchodzenie na skrzynię, niekiedy wskakiwanie (którego nie wykonywałem, żeby nie złapać kontuzji). Jednak ten pierwszy trening mnie nie zraził i przyszedłem na kolejny.
Pamiętam, że treningi odbywały się w poniedziałki i czwartki o 21:00. Choćby się paliło i waliło, ten czas miałem na sztywno przeznaczony na to, aby iść na trening. Godzina była idealna dla mnie, bo dzieci już spały, więc mogłem spokojnie pójść na zajęcia. Wiedziałem, że ćwiczenia mają swoją cięższą wersję, a mianowicie Crossfit, jednak nie byłem gotowy, aby zacząć trenować ze sztangą, z drążkiem (do dzisiaj to mój największy problem) czy choćby robić przysiady z obciążeniem lub trening z ciężkimi kettlebell. Zdecydowałem się chodzić na te zajęcia i mimo wszystko skupiać na kettlebell. Coraz częściej myślałem o tym, że chciałbym trenować ze sztangą i uprawiać crossfit. Zacząłem to robić po około roku od początku przygody ze sportem. W międzyczasie biegałem na 10 kilometrów lub dłuższe dystanse. W 2015 roku zaliczyłem biegi z przeszkodami, Runmageddon Classic w Sopocie i Survival Race, a wisienką na torcie był półmaraton w tym samym roku. Równolegle nadal ćwiczyłem crossfit i brałem udziałem w zawodach.
W jednej z wypowiedzi medialnych wspomniał pan, że przekroczenie granicy 100 kilogramów było przełomowe. Jakie zmiany zaobserwował Pan na polu fizycznym i psychicznym po redukowaniu masy ciała o ponad 30 kilogramów?
Tak, bo to był mój mały cel w trakcie tej podróży. Chciałem zejść poniżej 100 kilogramów i zaprosić wszystkich, którzy mnie wspierali, by im podziękować. Wtedy uświadomiłem sobie, że zrzucając 38 kilogramów, mogę wszystko, a ponadto, że człowiek zmotywowany może wszystkie bariery przeskoczyć, wygrać ze słabościami i ze sobą. Ta droga umocniła mnie w przekonaniu, że człowiek to silna istota, zdolna do pokonywania przeszkód właśnie po to, aby się doskonalić, aby każdego dnia móc stawać się lepszą wersją siebie. Fizycznie byłem superbohaterem dla siebie samego, jak i dla dzieci. Żona również była ze mnie dumna. Miałem ogromne pokłady energii, nie było dla mnie rzeczy niemożliwych, z każdej sytuacji było wyjście. Nie poddawałem się łatwo w życiu codziennym i nadal się nie poddaję. Walcząc z każdym kilogramem nadwagi, walczyłem ze swoją głową i udoskonalałem ją. Mój wygląd się zmienił, stałem się bardziej męski, nie miałem już tak dużego tyłka, ud i brzucha. Twarz nie była spuchnięta. Patrząc na siebie w lustrze, byłem dumny i po raz pierwszy się sobie podobałem.
Ile czasu zajęło panu zrzucenie 50 kilogramów?
W sumie zredukowanie wagi ze 138 do 88 kilogramów trwało około 5 lat. Na tej wadze zatrzymałem się i wtedy od trenerów, z którymi się konsultowałem, usłyszałem, że już czas zacząć jeść więcej, bo jestem zdecydowanie za chudy. Faktem jest to, że walka z kilogramami może być w pewnym momencie zgubna, a nie o to w tym wszystkim chodzi, aby być najlżejszym. Zacząłem więcej jeść i dobiłem do 94 kilogramów, jednak nie umiałem sobie poradzić z myślą, że mam przytyć. Jednak trenowałem ciężko i sumiennie, ciało zaczęło się zmieniać, rosły mięśnie. Następnie znowu zacząłem redukować, zmieniałem co jakiś czas plany żywieniowe i tak zszedłem do wagi 90 kilogramów, którą obecnie trzymam.
Dziś żona mówi o Panu „ciacho", kobietom trudno oderwać od pana wzrok na ulicy... Jakie skutki, oprócz zmiany wizerunku, miała utrata wagi?
O inne kobiety trzeba pytać żonę, bo ona widzi to inaczej niż ja sam. Ale skoro małżonka mówi, że jestem ciachem, to tak widocznie jest, ważne, abym w jej oczach był takim mężczyzną. Praca nad ciałem i stosowne odżywianie poskutkowały nową twarzą, lepszą sylwetką i zainteresowaniem kobiet, co odczuwam, idąc ulicą (spoglądają na mnie, czasami się uśmiechają). Czuję się bardziej męski niż wtedy, gdy byłem grubasem. W ślad za zmianą ciała zmienił się też charakter. Systematyczność, dążenie do celu, sumienność, cierpliwość to najważniejsze cechy, które przyczyniły się do sukcesu. Doskonaliłem je podczas treningów czy przygotowania posiłków. Dzisiaj jestem zdecydowanie spokojniejszy, chociaż nie znaczy to, że nie można mnie zdenerwować. Inaczej zachowuję się w kontaktach z ludźmi, działam bardziej zdecydowanie. Nie daję się tak łatwo sprowokować, zdecydowanie lepiej potrafię teraz słuchać innych.
Spadek wagi zaowocował również nową pasją. Jak motywuje pan ludzi do wstania z kanapy? Odkryłem w sobie pasję — zdrowy tryb życia, który przynosi wiele korzyści, nie tylko związane ze zdrowiem czy sprawnością fizyczną. Motywowanie innych idzie dwutorowo, prowadzę dwa profile na Facebooku oraz jeden wspólny dla dwóch projektów na Instagramie (crossfighter_pl). Obecnie najwięcej dzieje się właśnie w sieciach społecznościowych, gdzie w łatwy sposób można dotrzeć do dużej grupy osób. Czym jest zdrowy tryb życia w mojej ocenie? To połączenie zdrowego, racjonalnego i świadomego odżywania z aktywnością fizyczną, która jest niezbędna w czasach tzw. pracy za biurkiem, w trybie siedzącym.
Na jednym z profili, Od marudera do Crossfighter'a – Tomasz Niklas, pokazuję treningi, progres w pracy nad sobą, dzielę się przepisami, które sam wymyślam lub znajdę w sieci. Skąd taka nazwa? Kiedy byłem grubasem, strasznie narzekałem na wszystko i to walka na sali treningowej i pokora doprowadziły mnie do tego, że jestem wojownikiem, nie tylko w sporcie, ale również w życiu codziennym. Walczę o swoje i bliskich dobro, o to, aby byli szczęśliwi. Wiem, że dla wielu osób największym problemem jest zmiana złych nawyków żywieniowych, dlatego powstał nowy projekt (Twój Rodzinny DietCoach). Nie sztuką jest iść przez życie z ułożonym planem w ręku, sztuką jest umieć stworzyć ten plan dla siebie przy pomocy trenera. Mój projekt jest skierowany do takich osób, które chcą zdobyć wiedzę na temat korzyści wynikających ze zdrowego odżywania się. Jelita to nasz drugi mózg, dlatego dbając o to, co jemy, również dbamy o zdrowie psychiczne. Projekt ten jest skierowany do rodziców, którzy chcieliby bardziej świadomie robić zakupy dla siebie i dzieci.
Współpraca z trenerem nie polega tylko na ułożeniu planu żywieniowego ze wskazówkami. Klienci odbywają sesje on-line, jak i w swoich domach, w których trakcie wspieram ich w drodze do zmian, bo sam wiem, że to niełatwa droga. Bazuję nie tylko na swoim doświadczeniu, uczestniczę w szkoleniach, aby pogłębiać wiedzę. Szkolę się zakresie nietolerancji pokarmowej, żywienia dzieci, kobiet w ciąży i tych, które ją planują. Zdecydowanie chciałbym się skupić na problemach rodzin, bo sam ją mam. Moi klienci otrzymują wsparcie nie tylko w zakresie przepisów na dany dzień. Mają możliwość porozmawiania ze mną o słabościach, o tym, jak sobie z nimi radzić, jak wygrywać, o motywacji, o porażkach, o tym wszystkim, co może ich spotkać na tej drodze. Ja tej możliwości nie miałem i dlatego chcę ją dać innym.