Schudła 11 kilogramów w 3 miesiące. Metamorfoza Barbary Michalskiej
“Zdecydowałam, że będę jadła tylko pyszne rzeczy” - odpowiada Barbara Michalska na pytanie o jadłospis podczas odchudzania. Tym samym udowadnia, że dieta, która ma pomóc zrzucić zbędne kilogramy, nie musi być niesmaczna. Co więcej, jest skuteczna. Basia schudła 11 kilogramów w 3 miesiące!
Czy wiesz, że frustracja wywołana tym, co jemy, może prowadzić do problemów z wagą?⬇
Paulina Banaśkiewicz-Surma, WP abcZdrowie: Co spowodowało, że przytyła pani do poziomu prawie 72 kilogramów?
Barbara Michalska: Nigdy nie należałam do grona chudzielców, ale zwykle moja waga utrzymywała się na poziomie 64 kilogramów. Sprawa się skomplikowała, gdy przeprowadziłam się na Teneryfę. Wyspa ta słynie z pysznej, ale bardzo kalorycznej kuchni. Panuje tam także zupełnie inny styl życia niż w dużych polskich miastach. W Warszawie wciąż otwierane są restauracje ze zdrową żywnością i kluby fitness.
Na Kanarach ludzie mają mniejszy pociąg do bycia perfekcyjnym, zamiast tego wolą biesiadować z rodziną. Szybko poszłam w ślady lokalnych mieszkańców i pierwsze dodatkowe kilogramy pojawiły się niemal od razu. Kiedy zorientowałam się, że tyję, postanowiłam, że wrócę do swojej dawnej pasji, czyli biegów długodystansowych. Niestety, to tylko pogorszyło sytuację, ponieważ po joggingu miałam większą ochotę na słodkości i pochłaniałam więcej kalorii niż spalałam.
Jakim badaniom poddała się pani przed rozpoczęciem odchudzania? Dlaczego?
Mam niedoczynność tarczycy, więc badałam się głównie pod tym kątem. Sprawdziłam także poziom glukozy i cholesterolu, a także insulinę, trójglicerydy i witaminę D. Wybrałam te badania, ponieważ tak doradzali eksperci w programach telewizyjnych.
Zobacz także:
Jakie zmiany w jadłospisie pomogły pani zrzucić zbędne kilogramy?
W moim przypadku największe znaczenie miało to, że postanowiłam jeść wyłącznie te produkty, które mi smakują. Do tej pory, kiedy próbowałam się odchudzać, wybierałam dania niesmaczne, jakbym chciała ukarać się za to, że przytyłam. W efekcie na diecie wytrzymywałam kilka dni, a potem jak oszalała znów biegłam do sklepu po ulubione chipsy.
Tym razem zdecydowałam, że będę jadła tylko pyszne rzeczy. Od zawsze wolałam smak słony od słodkiego, dlatego wybierałam ryby, jajka, awokado, twarożki. Robiłam frytki z warzyw i sosy jogurtowe.
Nie zrezygnowałam ze smażonych rzeczy, ale odmierzałam ilość użytego oleju czy oliwy i sprawdzałam, ile mają kalorii. Byłam przyzwyczajona do mocnego, chemicznego smaku chipsów, dlatego, aby zdrowe jedzenie nie wydawało się mdłe, kupiłam dużo przypraw ziołowych i dodawałam je do wszystkiego.
Mieszkając na Teneryfie, przyzwyczaiłam swój organizm do ogromnych porcji, dlatego zdarzały mi się ataki wilczego głodu. Z tego powodu musiałam znaleźć przekąski, które są smaczne, ale nie mają zbyt wielu kalorii. W moim przypadku sprawdzają się ogórki konserwowe, pomelo i truskawki. Oczywiście jedzone osobno (śmiech).
W jaki sposób kontrolowała pani liczbę spożywanych kalorii?
Początkowo pomagała mi aplikacja Fitatu. Po pewnym czasie korzystania z niej pamiętałam już dokładnie, ile kalorii mają produkty, które najczęściej jem.
Co ciekawe, prowadziła pani też pamiętnik dietetyczny...
Pamiętnik był jedną z form motywacji. Teorię odchudzania zna prawie każdy: trzeba pić dużo wody, jeść regularnie, nie podjadać między posiłkami… Ale dużo trudniejsza jest praktyka. W moim przypadku najlepiej zadziałało skrupulatne notowanie wszystkiego, nawet liczby wypitych szklanek wody. Skreślanie zrealizowanych zadań sprawiało mi przyjemność i działało jak osobisty trener.
Jest pani osobą aktywną fizycznie, ale na czas odchudzania musiała zrezygnować ze sportu, co jest przeciwieństwem powszechnych praktyk. Dlaczego?
Chciałabym zaznaczyć, że aktywność fizyczna jest bardzo ważna i nie chcę nikogo namawiać do rezygnowania z niej. Sądzę jednak, że są osoby, których ciało zareaguje podobnie jak moje.
Bardzo lubię biegi długodystansowe, ale niestety nie mogę traktować ich jako recepty na odchudzanie. Po intensywnym treningu nie potrafię się powstrzymać od zjedzenia czegoś słodkiego i niestety zwykle nie kończy się na jednym batoniku tylko na opakowaniu czekoladowych płatków śniadaniowych. Bałam się, że może to być efekt problemów z glukozą i insuliną, ale badania to wykluczyły. W efekcie biegając 15 kilometrów co drugi dzień, mój bilans kaloryczny był znacznie wyższy niż w przypadku samej diety. Musiałam zatem ograniczyć sport.
Mimo to codziennie robiła Pani 10 000 kroków...
Według danych z różnych aplikacji 10 000 kroków to zaledwie 200 spalonych kalorii. Zdecydowanie nie ma tu porównania do trwających ponad godzinę sesji treningowych. Poza tym pracuję zdalnie, dlatego zdarza mi się spędzać przed komputerem długie godziny. Zdecydowanie potrzebuję jakiegokolwiek ruchu.
Ile czasu zajęło pani zrzucenie 11 kilogramów?
Równe trzy miesiące. Zaczęłam mało oryginalnie — dokładnie 1 stycznia.
Jakiej rady — na podstawie własnego doświadczenia — udzieliłaby pani osobom walczącym z nadmiarem kilogramów?
Sądzę, że najważniejszą rzeczą w drodze do walki o sylwetkę jest odnalezienie przyjemności. W moim przypadku okazało się nią prowadzenie pięknego pamiętnika dietetycznego i długie spacery, w których trakcie słucham muzyki i audiobooków. Dla innych mogą to być np. zajęcia sportowe.
Zobacz także:
To powinno być coś, czego wręcz nie możemy się doczekać. Jeżeli dotąd naszym uzależnieniem było niezdrowe jedzenie, to należy znaleźć coś, co je zastąpi. Może to czas na nowe hobby? Najlepiej takie, podczas którego nie da się podjadać. Polecam kolorowanki lub dzierganie na szydełku, bo wtedy obie ręce są zajęte i nie mamy możliwości sięgnąć po przekąskę (śmiech).