Miał promować zdrowe odżywianie. Wprowadza w błąd, jest furtką dla oszustów
"Wiarygodny, obiektywny, zrozumiały, całościowy" – tak reklamuje się system Nutri-Score. Kolorowy prostokąt z literami A, B, C, D ma bowiem ułatwiać zdrowe wybory żywieniowe. - Nikt nie zastanowił się, jakie szkody dla zdrowia publicznego będzie miał system, który jest nierzetelny i wprowadza konsumentów w błąd – mówi wprost prof. Mariusz Panczyk.
1. Nutri-Score w Polsce. Tym powinien zająć się UOKiK
Na odwrocie opakowań produktów spożywczych znajdziemy tabelę wartości odżywczych i skład, jednak dla konsumenta informacje te mogą być niejasne lub za mało czytelne. Odpowiedzią na potrzebę lepszej komunikacji z konsumentem i informowania go o tym, po które produkty warto sięgać, miał być m.in. system Nutri-Score.
To oznakowanie graficzne nawiązujące do systemu świateł drogowych i liter alfabetu. System został opracowany we Francji, tam funkcjonuje od 2017 r. i podlega Agencji ds. Zdrowia Publicznego. W innych krajach, w tym w Polsce, stosowany jest na zasadzie dobrowolności. To dobrze i źle zarazem. Dobrze, bo nie każdy produkt jest oznaczony NS, źle, bo staje się narzędziem marketingowym.
Eksperci podnoszą bowiem, że system nie propaguje zdrowej żywności. Finałem tych konstatacji jest skierowana do prezesa Urzędu Ochrony Konsumentów i Konkurencji petycja "w sprawie zbadania możliwości wprowadzania konsumentów w błąd przez system znakowania produktów spożywczych Nutri-Score".
- Próby wstrzymania działania systemu Nutri-Score na polskim rynku trwają już ponad rok. Niestety, pomimo wielu dowodów, że promuje on głównie żywność wysokoprzetworzoną, zawierającą sztuczne dodatki, która tak naprawdę powinna być ograniczana w codziennej diecie, system wdrażany jest na naszym rynku bez problemów – apeluje Anna Śliwińska, prezes Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków, która współtworzyła petycję.
- To czynnik utrwalający złe wzorce edukacyjne w obrębie żywienia. Dopóki to nie zostanie dopracowane, system NS nie powinien być stosowany, z punktu widzenia edukacyjnego jest wręcz szkodliwy. Jeśli ktoś odbierze z Nutri-Score naukę, że żywność wysokoprzetworzona jest lepsza niż niskoprzetworzona, to wyrządza to mu wielką krzywdę – dodaje w rozmowie z WP abcZdrowie dr n. med. Daniel Śliż, internista, specjalista Zdrowia Publicznego i prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Stylu Życia, współautor petycji.
Eksperci podają konkretne przykłady produktów, które niesłusznie zyskują wysoką notę w systemie NS – zbożowe, czekoladowe kulki z oznaczeniem A, pełne cukru serki dla dzieci i napój light oznaczony literą B.
2. Takie sztuczki stosują producenci
Autorzy petycji powołują się na opublikowany w lipcu 2022 r. raport ekspertów Wydziału Nauk o Zdrowiu WUM krytycznie oceniający NS. Współautor pracy i główny autor petycji dr hab. Mariusz Panczyk z Zakładu Edukacji i Badań w Naukach o Zdrowiu WUM tłumaczy, że jednym z grzechów systemu jest "redukcjonistyczne podejście do profilu żywieniowego".
NS jest wypadkową składników takich jak białka, tłuszcze, węglowodany czy błonnik.
- To grzech pierworodny tego systemu. Ta punktacja mocno kara za obecność pewnych składników i jednocześnie pomija to, że obok nich funkcjonują w danym produkcie witaminy, polifenole, antyoksydanty. Przykładem może być oliwa z oliwek czy soki owocowe. Te drugie są źródłem węglowodanów prostych znajdujących się w owocach, ale jednocześnie są też źródłem wspomnianych antyoksydantów. Soki lądują w kategorii C, D, a nawet E w klasyfikacji Nutri-Score – wyjaśnia ekspert w rozmowie z WP abcZdrowie.
Napoje typu "zero" czy też ''light'' dostają zielone światło i literę B. Jak zwraca uwagę prof. Panczyk, wszystko dzięki temu, że cukier w nich został zastąpiony słodzikami. Te, jak podkreśla, już Światowa Organizacja Zdrowia uznała za niekorzystny element diety.
- Nutri-Score wręcz nakłania producentów, by skupiali się na tzw. reformulacji, czyli takiej zmianie składu finalnego produktu, by wypadł on lepiej w klasyfikacji – to tzw. hackowanie - podczas gdy wiemy, że reformulacja oparta np. na zamianie węglowodanów na słodziki oraz proces wysokiego przetwarzania nie jest korzystny dla zdrowia – wyjaśnia.
- Wskutek tego będziemy mieli coraz więcej produktów przetworzonych czy ultra przetworzonych na półkach, konsument też może chętniej po nie sięgać, skoro zostały oznaczone literą A czy B i mają kolor zielony.
System może również wprowadzać w błąd konsumenta nieświadomego faktu, że nie należy porównywać między sobą produktów z różnych kategorii, a oznaczenie A czy B nie jest jednoznaczne z tym, że produkt powinien być spożywany codziennie. Przykładem może być mrożona pizza.
- Jeżeli konsument chce kupić pizzę, powinien spojrzeć na wszystkie w danym sklepie i wybrać spośród nich jedną, z zielonym oznaczeniem. Konsumenci jednak porównują produkty między kategoriami. Widząc pizzę z zielonym oznaczeniem, będzie pewien, że to produkt, który powinien spożywać tak często jak warzywa czy owoce. A przecież tego typu produkty przetworzone i wysokoprzetworzone absolutnie nie powinny codziennie lądować na talerzu – mówi prof. Panczyk.
Ekspert podkreśla, że są już ekspertyzy europejskie, które wskazują, że NS wprowadza konsumenta w błąd, sugerując, że dany produkt niesie za sobą określone korzyści zdrowotne.
- Mamy szereg badań, które dowodzą, że dieta bogata w produkty wysokoprzetworzone sprzyja choćby chorobom nowotworowym. A przecież system NS miał niwelować ryzyko rozwoju chorób uwarunkowanych nieprawidłową dietą, w tym nowotworów - podkreśla ekspert.
- Tymczasem spójrzmy, co jest na półce: produkt naturalny o minimalnym stopniu przetworzenia, jak płatki owsiane i obok śniadaniowe czekoladowe kulki, wysokoprzetworzony produkt, zlepek wielu składników, sztucznie fortyfikowany witaminami. I oba mają tę samą kategorię – zieloną, nakłaniającą do codziennego spożycia - podkreśla prof. Panczyk.
Dr Śliż zwraca uwagę, że problemem żywności wysokoprzetworzonej nie jest tylko duża ilość kalorii, tłuszczu czy cukru.
- Jest ona bardzo często pozbawiona mikro- i makroelementów, a przede wszystkim błonnika. W ten sposób staje się czynnikiem chorobotwórczym, bo błonnik jest potrzebny do prawidłowej pracy jelit, właściwego stężenia cholesterolu, prawidłowego ciśnienia tętniczego krwi i mniejszego ryzyka nowotworów – podkreśla dr Śliż.
3. Włochy zakazały
Oznaczenia znajdziemy na produktach niektórych dużych koncernów spożywczych czy produktach marek własnych w niektórych sieciach handlowych. Jedna z nich wzięła na siebie rolę edukatora – w sklepie znajdziemy przy półkach informacje o tym, jak czytać i po co został stworzony NS, niektóre mają nawet niewielkie telebimy, w których proste grafiki dobitnie wyjaśniają, dlaczego konsument powinien zaufać NS.
- Mają interes finansowy, to trochę taki transfer zdrowia na pieniądze. Żywność wysokoprzetworzona dla producentów jest łakomym kąskiem, bo na tym zarabia się najlepiej, to jedzenie ultrasmakowite, pełne cukru, soli i tłuszczu. Do tego zwiększające atrakcyjność barwniki czy kształty i przepis na to, by jeść więcej, mamy gotowy – mówi dr Śliż.
Stanowcze "nie" dla systemu NS powiedziały m.in. Włochy, Rumunia, Republika Czeska, Grecja czy Węgry. Prof. Panczyk podkreśla, że do Polski system wszedł niejako "tylnymi drzwiami".
- Jako autorzy raportu wraz z kilkoma towarzystwami naukowymi skierowaliśmy do instytucji rządowych prośbę o debatę nad NS, ale ona się w ogóle nie odbyła. Nie możemy wprowadzać systemu, który nie został sprawdzony pod kątem zgodności z zaleceniami żywieniowymi. Nikt nie zastanowił się, jakie szkody dla zdrowia publicznego będzie miał system, który jest nierzetelny i wprowadza konsumentów w błąd – podsumowuje.
Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl